Sytuacja z moim wyjazdem do Kolumbii zmieniała się jak w kalejdoskopie. Będzie wyjazd, nie będzie wyjazdu, te słowa wypowiadałem naprzemiennie z dużą regularnością, bo tyle było po drodze problemów. Od momentu otrzymania wiadomości od Dalla Corte, że nie zorganizują wyjazdu wykonałem szereg zabiegów, mających na celu doprowadzenie do wyjazdu mimo wszystko. Próbowałem wiele rzeczy załatwić na własną rękę i prawie wszystko się udało. Ale…
Od początku
Zacznijmy od momentu kiedy okazało się, że odwołali zorganizowana imprezę Origin Approach. Poinformowała mnie o tym Manuela która była moim kontaktem w Dalla Corte. I tak jak wspomniałem miałem do wykorzystania pewien budżet i bilety, które w razie nie wykorzystania by przepadły.
Dzięki pomocy różnych osób zacząłem powoli ogarniać temat na własną rękę, ale przełomem okazała się rozmowa z Paulą z Bero Polska. Liczyłem, że Bero jako firma mająca wiele kontaktów zagranicznych w krajach uprawiających kawę będzie w stanie jakoś mi pomóc. Ale Paula dała mi coś więcej. Paula powiedziała mi, że w Kolumbii jakiś czas temu byli koledzy z warszawskiego Coffeelabu – Jacek i Wojtek! Pogadałem z Jackiem, a ten dał mi namiar na człowieka, który pomógł im ogarnąć wyjazd.
Mój człowiek w Kolumbii
I tak trafiłem do Ricardo. To niesamowite, że trafiasz do obcego człowieka, a ten od razu, bez zastanawiania i szukania korzyści próbuje pomoc. Ricardo znalazł mi hotel w bliskiej odległości od swojego domu tak żeby było łatwiej, a ponadto próbował zorganizować dla mnie jak najwięcej zajęć mimo wielu własnych obowiązków.
Był jednak mały problem. Miałem lecieć do Medellin a Ricardo mieszka w stolicy Kolumbii – czyli Bogocie. Problem był taki, że w sumie miałem lot przez Bogotę, ale nie mogłem tam tak po prostu zostać, bo mój bagaż podróżowałby dalej.
Komplikacje
Więc. Miałem plan na pobyt w Bogocie, ale loty zaplanowane tak by być w Medellin, miesiąc do wylotu, a osoba która zajmowała się moją sprawą, tak jak większość firmy, wybrała się na trzytygodniowy urlop.
Kiedy Manuela wróciła z urlopu, próbowaliśmy ogarnąć zmianę moich lotów. Jednak taka zmiana znacznie uderzyłaby w mój budżet przewidziany na wyjazd i miała być moim osobistym wydatkiem. Mogłem sobie to później wrzucić w koszty, ale to zabierało blisko połowę budżetu przewidzianego na wyjazd. Do tego hotel, wyjazd na farmę kawy, no i jakoś trzeba było przeżyć tydzień na miejscu. Czarne chmury zbierały mi się nad głową.
Niech żyje moc internetu
Mój ostatni, nieco dramatyczny wpis nie pozostał jednak bez odzewu. Odezwało się sporo osób ze słowami otuchy (za które serdecznie dziękuję). Kilka osób podrzuciło kontakty do ludzi którzy w Kolumbii byli lub znają kogoś kto był. Odezwał się też Michał Ziemlewicz reprezentujący Best CS, czyli polskiego dystrybutora Dalla Corte i jednego z organizatorów zawodów które wygrałem. Michał dokładnie wypytał jaki mam problem z wyjazdem i obiecał pomoc. Dwa dni później moje loty zostały zmienione, a ja nic nie musiałem dopłacać i o nic więcej się martwić!
Lecimy!
A zatem…po ponad 12h w samolotach wyleciawszy o 6.25 z Gdańska… o 13.40 już meldowałem się w Bogocie! Odprawa trwała dosyć długo, ale obyło się bez problemów. Z lotniska odebrał mnie kierowca, który miał zawieźć mnie do hotelu, tak bym czuł się bezpiecznie i pewny że trafie gdzie trzeba.
Po zameldowaniu w hoteliku od razu skoczyłem do sklepu po kartę telefoniczna lokalnego operatora (bez tego totalnie ani rusz). Dalej poszło już gładko. Co było najbardziej zaskakujące? Po wszystkich strasznych historiach ani przez moment nie czułem się zagrożony. Nieswojo czułem się tylko gdy nie byłem pewny czy będzie w pobliżu ktoś kto zna angielski i pomoże mi z ewentualnym problemem. Takich sytuacji było trochę…
I oczywiście zaznaczyć tu trzeba, że byłem w stolicy kraju, bardzo dużym mieście, cywilizowanym, a nie gdzieś w dziczy, dżungli gdzie na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo. O samym wyjeździe mogę powiedzieć tyle, że mimo wszystkich trudności napotkanych po drodze, wszystkich odwołanych imprez, problemów z lotami, uważam ze był to totalnie udany wyjazd!
Poznałem trochę osób niekoniecznie związanych z kawa, poszerzyłem horyzonty, poznałem nową kulturę i sposób życia ludzi daleko od tego co jest mi znane. I mimo, że w internecie pewnie znajdziecie wiele przewodników i poradników o tym jak radzić sobie w Kolumbii dorzucę coś od siebie. Okiem kozy. Chciałbym nie tylko napisać o mojej wizycie na farmie, wycieczce po lokalnych kawiarniach, ale trochę o tym jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Na koniec…
Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim osobom bez których pomocy wyjazd być może by się odbył, ale pewnie nie byłby tak udany!
Jackowi, który bez zastanowienia podzielił się kontaktem do człowieka który zorganizował dla mnie tak wiele na miejscu.
Michał – pewnie gdybyś wiedział wcześniej, miałbym mniej stresu 😉
Wszystkim moim bliskim za troskę i wsparcie, zarówno gdy walczyłem o ten wyjazd, jak i już w tego trakcie.
Oczywiście muszę podziękować Ricardo który stanął na wysokości zadania, chociaż wcale nie musiał! I mimo, że pewnie tego nie przeczyta to w ramach wdzięczności ogłaszam – jeśli będziecie chcieli kiedyś wybrać się na Origin Trip-a do Kolumbii to Ricardo jest właściwym człowiekiem do zorganizowania takiej wycieczki. Znajdziecie go na instagramie jako @elprofedecafe poszukajcie tez Cafe Cumbal.