Kolejne uderzenie gadżetów znalezionych na stronie Kickstarter. Chyba największym, a na pewno najbardziej znanym portalu crowdunfingowym. Jak ktoś jeszcze nie wie o co chodzi – tu link do poprzedniego artykułu. Jeśli to wciąż zbyt wymagające – wygląda to tak, masz pomysł, opisujesz go dokładnie na stronie, trochę jakbyś robił/-a biznesplan.
Następnie ludzie mogą zdecydować czy chcą wesprzeć Twój projekt dobrowolnie i bezinteresownie niewielką kwotą. Mogą też zdecydować, że wpłacą większą kwotę oczekując czegoś w zamian, na przykład produktu, o którym mowa w projekcie, w przedsprzedaży, często w okazyjnej cenie.
Kickstarter – kopalnia pomysłów
Tyle tłumaczenia. Przeglądając portale crowdfundingowe co jakiś czas, widzę jak wiele jest projektów, które nie mają wielkiego sensu, albo sama realizacja, przedstawienie produktu czy pomysłu nie przyciąga uwagi, opisy są kiepskie, czasem brak jest dołączonych zdjęć. Generalnie albo sam pomysł omijacie z daleka „skrolując” dalej, lub szybko opuszczacie stronę projektu nie widząc nic, co kazałoby Wam choć przez chwilę zastanowić się, czy warto taki projekt wesprzeć.
Ale wśród wielu nietrafionych pomysłów są też takie, które przyciągają oko nazwą, zdjęciem, chwytliwym hasłem, chwilę później z zachwytem czytacie opis, by niedługo później zorientować się, że właśnie przepisujecie dane z karty by dokonać wpłaty. W tym tekście chciałbym pochylić się nad kilkoma produktami, które mają szansę kiedyś podbić rynek kawy. Albo wręcz przeciwnie. Historia wszystko zweryfikuje, tymczasem Wy możecie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy któryś ze wspomnianych gadżetów zdecydowalibyście się kupić w ciemno?
Nie mamy czasu. Rozsądne buty.
Tak w wolnym tłumaczeniu brzmi nagłówek projektu. Od pewnego czasu na grupach kawowych co jakiś czas, z pewną regularnością pojawiają się projekty odzieży – od bielizny, przez kurtki i buty, które są w mniejszym lub większym stopniu zrobione na bazie resztek z kawy. Jako wielki fan obuwia oglądam każdy projekt, licząc, że uda mi się znaleźć coś ciekawego. Czy udało się tym razem?
Oto buty NoTime, które mają w sobie elementy zrobione z fusów kawy, starych piłek tenisowych, opon i innych materiałów, którym buty nadały drugie życie. Buty mają być nie tylko eko, mają być wygodne, mają być dla każdego, a przy tym są zrobione w sposób etyczny.
Poza samym wykonaniem z surowców wtórnych, wysyłane są one również w pudełkach z kartonów, którym również dano drugą szansę. Buty są uniwersalne pod względem płci, wegańskie, wykonywane ręcznie w Hiszpanii, z poszanowaniem wszystkich wartości w jakie wieżą twórcy projektu. Brzmi trochę niewiarygodnie, ale może warto dać im szansę? (:
Wspierając niewielkimi kwotami możemy zapewnić sobie parę skarpetek, które również są eko, antybakteryjne i w ogóle super. Natomiast za niecałe 250 zł możemy nabyć w przedsprzedaży parę tych modnych? (to już oceńcie sami) butów. Chętni?
Kompaktowy zaparzacz z przyciskiem
No dobrze. Zaczęliśmy niewinnie i może trochę nudno. To teraz coś co brałbym w ciemno już. Słyszeliście kiedyś o Trinity? Nie, nie chodzi o tą z trylogii braci sióstr Wachowski. Lat temu (również za sprawą Kickstartera) kilka pojawiło się takie urządzenie, które łączyło w sobie urządzenie do kawy przelewowej, aeropress, stację do parzenia kawy i nie wiem co jeszcze. Piękny dizajn, majestatyczny wręcz wygląd. Chciałem to mieć! Ale na tamte czasy wydatek blisko 1000zł na urządzenie do parzenia kawy był zbyt duży. Dziś to już inna historia. Urządzenia Trinity One praktycznie nie można kupić.
Trinity, podobnie jak inny bardzo popularny kawowy Startup – Fellow, swój początek wiąże mocno z kampanią na Kickstarterze. Wtedy, w 2015 – czyli wtedy kiedy zacząłem swoją niezwykłą kawową przygodę powstał wspomniany wyżej Trinity One. Dziś prezentuję Wam i sobie Trinity Zero. Mały, poręczny, stworzony z myślą by parzyć kawę w każdych warunkach, a przy tym przemyślany zarówno pod kątem bycia użytecznym jak i przyjaznym środowisku.
Jak to działa? Wsypujesz kawę, wlewasz wodę, niewielką pompką wytwarzasz ciśnienie i cyk! Kawa gotowa. Czy to działa? Mam nadzieję, bo chciałbym mieć to w swojej kolekcji gadżetów 😉
Przyjaciel (nie tylko) każdego rodzica…
Dobra szybkie pytanie – ile razy piliście zimną kawę? Mój wujek, miał kiedyś taki rytuał, że parzył sobie w kubku podróżnym kawę Fort, metodą „klasyczna parzucha”. I z tą kawą tak chodził/jeździł, pijąc co jakiś czas troszkę. Przez cały dzień. Kiedyś myślałem, że to dosyć osobliwy rytuał, dziś samo wspomnienie trochę mnie przeraża.
Wracając do zimnej kawy – to ponoć domena rodziców małych dzieci. Jak jeszcze pracowałem w kawiarni widziałem nieraz jak rodzic zamówił kawę, po czym zaczynało się bieganie za brzdącem. Dopijali letnią już kawę dodając przy tym, że i tak jest cieplejsza niż zazwyczaj, gdy próbują łączyć picie kawy z opieką nad małym pacyfistą. Ten produkt może być rewolucją (albo rewelacją), dla tych, którzy ze względu na natłok pracy i zajęte ręce, nie pamiętają już smaku gorącej kawy. BOLT to podgrzewany kubek, z podstawką która będzie dzielnie podtrzymywać temperaturę tego co akurat będzie w środku przez ok. 4 godziny. Przy tym bezpieczne materiały, odporne na mycie w zmywarce, ładne kolory i czego chcieć więcej?
Ten projekt zebrał wystarczająco dużo chętnych, więc może pewnego dnia będzie dostępny do kupienia dla każdego 😉 Wartość? Ok. 89 dolarów. Cena gorącej kawy może być wysoka.
Idealne Cappuccino w warunkach domowych.
Umówmy się, że większość z nas, nawet tych „nawróconych” pijących na co dzień czarne kawy, lubi sobie strzelić kawkę z mleczkiem, okraszoną puszystą, słodką pianką. Ale nie każdy po pierwsze chce dla tych kilku razy w roku wydawać kilka tysięcy na ekspres, po drugie nie każdy ma w kuchni na ten ekspres miejsce. O ile zaparzenie bazy, czyli jako takiego espresso jest możliwe choćby w kawiarce, to z tym mlekiem jest trochę gorzej. Bo o ile sposobów i urządzeń potrafiących spienić mleko idealnie jak w kawiarni jest wiele, to tylko mały procent z nich rzeczywiście działa.
A zatem. Mamy tu dwa projekty, których twórcy twierdzą, że taki problem został przez nich rozwiązany. Pierwszy – NanoFoamer, przypomina klasyczny, „bzyczący” spieniacz ręczny, jaki można dostać choćby w Ikei, wymagający od nas pewnego wkładu w cały proces.
Drugi – MCJOY, to kubek spieniający z elektrycznym mieszadłem, wlewamy, włączamy i po chwili gotowe. Pierwszy ze spieniaczy wymaga podgrzania mleka, jeśli chcemy by było ciepłe. Drugi ma programy spieniania dla ciepłego i zimnego mleka. Chętnie sprawdziłbym jeden i drugi 😉
Oba projekty dopiero co zakończyły zrzutki i oczekują na wejście w fazę produkcji.
Czy jest w tym przyszłość?
Kickstarter co jakiś czas przedstawia nam trochę kawowych gadżetów od nieznanych dotąd startup-ów. Część z nich zyskuje sławę i uznanie rynku i klienta, pozostałe znikają i szersze grono pewnie nigdy o nich nie usłyszy. Jak będzie w tym przypadku? To już rozstrzygnie czas. Dajcie znać, co myślicie o tych „wynalazkach”.
W większości przypadków nie są to odkrycia nowe, brak tu rewolucji, z reguły są to inne, ulepszone wersje istniejących już przedmiotów. Ale Steve Jobs przecież nie wymyślił ani telefonu ani komputera, a nadgryzione jabłko jest już jednak znakiem ponadczasowym i jedną z największych marek współczesnego świata. Nikogo nie można zatem lekceważyć 😉