De Clieu – cichy bohater kawowej ekspansji

De Clieu - cichy bohater kawowej ekspansji

Kawa to dziś niezwykle ważny surowiec. Napar podawany w formie czarnej, z mlekiem lub innymi dodatkami. Wedle szacunków, każdego dnia na świecie wypija się ponad 450 milionów filiżanek tego napoju. Choć to w ostatnich latach obserwujemy największy wzrost konsumpcji (co nie jest dziwne ze względu na rekordową populację ludzi na świecie), to wydaje mi się, że najważniejsze wydarzenia związane z rozwojem uprawy roślin kawowca przypadają na znacznie odleglejsze czasy. Wielkie kompanie kolonizacyjne, które działały w XVII i XVIII wieku miały bardzo duży wpływ na migrację roślin, nawet pomiędzy kontynentami. W ten sposób kawa trafiła z Afryki, między innymi do Indii i Indonezji. O wpływie wielkich koncernów i korporacji powiemy sobie innym razem. Dziś skupimy się jednak na jednym panu, który chcąc udowodnić postawioną przez siebie tezę, ryzykował własnym życiem. Przyczyną zamieszania była oczywiście kawa…

Kim był Gabriel de Clieu?

Informacji na jego temat znajdziemy niewiele (przynajmniej na pierwszy rzut oka). De Clieu był oficerem francuskiej marynarki, w późniejszym czasie również gubernatorem Gwadelupy. Urodził się w Dieppe, w górnej Normandii. Pochodził ze szlacheckiej rodziny, wywodzącej się z Brytanii. Jego ojciec był między innymi radcą królewskim. De Clieu karierę w marynarce rozpoczął mając zaledwie 15 lat, w 1702 lub 1703 roku – źródła podają rozbieżne informacje. Po ok. 3 latach służby awansowano go na chorążego. W roku 1720 został z kolei kapitanem. Już jako kapitan wysłany został do Martyniki. By zachować chronologię wydarzeń skupimy się na tej części historii związanej właśnie z Martyniką, a życiorys pana de Clieu podsumujemy sobie nieco później.

De clieu
Cc: Wikipedia

Podróż na Martynikę

Tu zaczyna się ciekawa część historii. Ciekawa również dlatego, że trochę w tym prawdy, trochę legendy i tu również różne źródła nie zawsze się ze sobą zgadzają. Jedne mówią, że de Clieu nie miał dodatkowych motywacji, inne z kolei, że de Clieu nie wybrał kawowca przypadkiem. Na Martynice uprawiane było kakao, które było ważnym surowcem eksportowym Martyniki. Jednak w 1725 roku  w wyspę uderzył cyklon, który zdziesiątkował uprawy. De Clieu zdecydował, że zamiast odbudowywać uprawy kakaowca, wprowadzi do środowiska nową roślinę, mianowicie kawowca. De Clieu, który znał już klimat i środowisko wyspy, a także wiedział co nieco na temat kawy, założył, że wszędzie tam gdzie rośnie i kwitnie trzcina cukrowa (a ta świetnie sobie na Martynice radziła), tam bez problemu poradzi sobie również roślina kawowca.

I tu pojawił się pewien problem, skąd taką roślinę wziąć?

Dwie wersje wydarzeń

Faktem jest, że jedynym źródłem roślin kawowca we Francji były królewskie ogrody botaniczne, gdzie (według różnych źródeł) znajdowała się jedna (lub kilka) roślin kawowca. Król Francji Ludwik XIV, otrzymał roślinę w prezencie od Burmistrza Amsterdamu. Dalej podać możemy dwie wersje wydarzeń.

Pierwsza wersja wydarzeń mówi, że de Clieu przedstawiwszy swój plan związany z uprawą kawy na Martynice, otrzymał zgodę od samego króla na zabranie sadzonki ze szklarni królewskich ogrodów.

Druga, nieco ciekawsza wersja mówi z kolei, że de Clieu by zdobyć sadzonkę, uciec musiał się do podstępu. Podobno de Clieu udało się namówić jedną z dwórek, by ta zdecydowała się zabiegać o względy jednego z królewskich lekarzy, dzięki temu lekarz miał być skłonny do pomocy przy wykradnięciu rośliny ze szklarni. Francuska Wikipedia uzupełnia nam tę historię o nazwisko lekarza – pana de Chiraca, który według tego źródła, był również później lekarzem na Martynice właśnie.

Ciężka przeprawa przez wielką wodę

Dalszą przygodę źródła podają w miarę zgodnie. De Clieu posiadając roślinę umieścił ją w szklarni czy też terrarium własnego wykonania, następnie statkiem pod banderą francuskiej marynarki udał się na Martynikę.

Podróż pełna była przygód. Jak było w rzeczywistości, ciężko stwierdzić, bo jedyne wspomnienia z tej podróży pochodzą od samego de Clieu. A w trakcie podróży statek przetrwać musiał potężny sztorm, który przyniósł ofiary w ludziach, atak piratów tunezyjskich, ponadto próbę odbicia rośliny mieli również przeprowadzić holenderscy szpiedzy. Holendrzy chcieli bowiem utrzymać monopol na uprawę kawy. Oprócz wspomnianych zagrożeń, w wodzie czaiło się niebezpieczeństwo morskich potworów i mnóstwo innych zagrożeń. Brzmi to trochę jak scenariusz filmu akcji, gdzie w rolę de Clieu bez wątpienia mógłby się wcielić np. Daniel Craig.

De clieu
Cc: Wikipedia

Ostatecznie największym wyzwaniem okazały się ostatnie tygodnie podroży, gdzie pozostałej załodze doskwierał głód i pragnienie. Żywność oraz życiodajna woda racjonowane były na wszystkich po równo, ale de Clieu część swojej wody oddawał roślince, której gotów był bronić i walczyć o jej przetrwanie za cenę życia.

Czy poświęcenie de Clieu opłaciło się?

Inaczej pewnie nie pisałbym tej historii. De Clieu nie tylko odniósł sukces, docierając na Martynikę żywy, z równie żywą jak on sadzonką kawowca. Równie dużym sukcesem okazała się teoria francuskiego kapitana. Wedle źródeł w przeciągu 9 lat od wysadzenia pierwszej rośliny, populacja roślin kawowca sięgnęła blisko 3 milionów. Powodzenie w uprawie kawowca rozniosło się echem po całych Karaibach, a niedługo później kolejne wyspy, będące pod jurysdykcją Francji, zaczęły uprawiać kawę, dzięki roślinom otrzymanym właśnie z Martyniki. Z Martyniki rośliny trafiały również do krajów Ameryki Centralnej, następnie również Ameryki Południowej, choć do tej drugiej, niejednokrotnie podobno już drogą podstępu.

Legenda głosi, że roślina kawowca przemycona została w bukiecie kwiatów, który był prezentem od żony gubernatora Gujany Francuskiej, dla brazylijskiego podpułkownika. Inne źródła mówią, że do Brazylii kawa trafiła dzięki misjonarzom, choć również drogą przemytu. Podobnie sytuacja miała mieć miejsce w Kolumbii. Ta z misjonarzami oczywiście.

Z wysp francuskich kawa trafiła ponadto na Kubę, Jamajkę, Wenezuelę, Dominikanę oraz Gwatemalę. A wszystko to z jednej roślinki, którą cudem udało się przeprawić z Francji, aż na Karaiby.

Co dalej było z de Clieu?

I tu po raz kolejny źródła pozostają rozbieżne. Według jednych, po latach sukcesów w rozwoju handlu i uprawy na Martynice, zmarł w nędzy zapomniany przez świat.

Są jednak źródła pisane, twierdzące, że są to brednie. De Clieu nie tylko kontynuował karierę w marynarce awansując do stopnia kapitana, został następnie dowódcą marynarki w Port Louis, gdzie za swoje zasługi otrzymał liczne odznaczenia.

Ponadto był gubernatorem na Guadelupie, gdzie odniósł spore sukcesy jako zarządca, budował mosty oraz miał duży wkład w rozwój budownictwa.

De Clieu zmarł w 1774 w Paryżu, nie jednak, jak twierdzi pierwsza wersja w ubóstwie i zapomnieniu, a wręcz przeciwnie, jako zasłużony i szanowany przez wszystkich, którzy go znali.

Czy jest to historia, o której faktycznie można by zrobić film? Pewnie nie. No chyba, że etiudę 😉

Niemniej jednak sama historia, choć pełna legend i domniemań, jest na tyle ciekawa, że głupio byłoby o niej nie wspominać. I kiedy następnym razem będziecie mieli okazję pić kawę z Ameryki Południowej, wspomnijcie tę historię. Być może ziarna, które trafiły do Waszej filiżanki pochodziły (przynajmniej pośrednio) z jednej z jego roślin 😉

Źródła:

Wikipedia Eng

Wikipedia Fr

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *