Poznawanie świata kawy to niekończąca się przygoda, to nie tylko zgłębianie wiedzy, poznawanie smaków, nowych połączeń ale przede wszystkim ludzi, którzy za tym stoją. Czasem zadając proste pytanie otrzymujemy odpowiedź, która wyrywa z kapci pokazując, że nawet mimo wielu trudności można dojść do etapu kiedy praca daje radość i satysfakcję.
Wszystko zaczęło się od tego, że znalazłem palarnię WeCoffee działającą lokalnie w Bielsku-Białej i nawiązałem kontakt przez Instagram, zaczęliśmy korespondować z Kamilem twórcą We, a niedługo potem trafiły do mnie kawki, o których pisałem jakiś czas temu. Postanowiłem zapytać Kamila o kilka rzeczy związanych z palarnią, ale dostałem więcej niż mógłbym się spodziewać. Zatem po kolei.
Początek
Swoją przygodę z kawą Kamil rozpoczął w 2012 roku, w Goczałkowicach-Zdroju, małej miejscowości znanej przede wszystkim z jeziora Goczałkowickiego oraz Ogrodów Kapias. Kamil z niewielkim budżetem i jeszcze mniejszym doświadczeniem postanowił otworzyć kawiarnię. Nie mając zbytnio pojęcia o sprzęcie kupił używany ekspres –Ascasso Barista. Za ocenę sprzętu, która polegała na odpaleniu maszyny i powiedzeniu „jest ok” zapłacił kilkaset złotych co dziś wspomina ze śmiechem. Kawiarnia powoli się rozwijała, przybywało też doświadczenia a wraz z nim chęci by posiadać w ofercie zawsze świeże i różnorodne kawy.
Porażka kluczem do sukcesu?
Pasja i zapał niosły za sobą chęć do zgłębiania wiedzy, Kamil spędzał wiele godzin na różnych forach i grupach dyskusyjnych pogłębiając wiedzę i zbierając doświadczenie. Wiązało się to z nieprzespanymi nocami, czego Kamil raczej nie wspomina z żalem. Utwierdziło go to tylko w przekonaniu, że palarnia to jest właśnie to. Problemem był jednak brak kapitału…
Prowadząc kawiarnię Kamil pracował jednocześnie w banku gdzie jeden z jego klientów widząc jego zapał i efektywność pracy zaproponował wspólny biznes polegający na otwarciu franczyzowych placówek bankowych, którymi Kamil miałby kierować. Tajemnicą poliszynela pozostanie w jaki sposób pomysł wspólnego biznesu został przekierowany na inne tory, a ów wspólnik zdecydował się na otwarcie palarni ale w ten sposób pomysł zaczął przechodzić do realizacji.
Współpraca panów nie układała się zbyt dobrze, mieli różne wizje prowadzenia biznesu, co w ciągu kilku miesięcy doprowadziło do rozpadu spółki. To co wydarzyło się w międzyczasie tylko utwierdziło Kamila o tym, że prowadzenie palarni kawy to jest właśnie to, co chce w życiu robić. Kredyt i pomoc rodziców pozwoliły na wykupienie marki i przeniesienie produkcji. Tak właśnie powstało WeCoffee.
Maciek
Spotkali się z Kamilem jakieś 10 lat temu w Powiatowym Urzędzie Pracy a następnie skierowani zostali do pracy w tym samym oddziale banku. Byli niczym bracia, rozumieli się bez słów, a ich współpraca układała się świetnie. Po 4 latach gdy Maciek odszedł z pracy ich drogi się rozeszły, by znów połączyć ok. 4 lata temu. Maciek nie mający pojęcia o kawie i nie pijąc jej na co dzień podjął pracę u Kamila. Jak się później okazało był to jeden z punktów zwrotnych w historii palarni. Dziś Maciek jest ważną częścią firmy i wraz z Kamilem odpowiada za palenie kawy.
Ire’n’ka
Projekt WeCoffee to nie tylko palarnia, ale i kawiarnia, swoisty show room, w którym ekipa We może się dzielić swoimi dokonaniami i swoją kawą lokalnie, w Bielsku. Jednak mniej więcej rok po otwarciu się dla mieszkańców Bielska, światło dzienne ujrzał drugi projekt współtworzony przez Kamila i Ireneusza, a może lepiej powiedzieć przez Ireneusza i Kamila.
Irek to jeden z najbardziej zaawansowanych home baristów w kraju. Nie tylko dokładnie zgłębia wszelkie tematy związane z kawą, posiada też zaawansowany i niezwykle gadżeciarski zestaw kawowych sprzętów w domu. Począwszy od jednogrupowej Strady ep. (ekspres na widok którego się ślinię) po robiony na zamówienie młynek Versalab (odkąd zobaczyłem co to, też zacząłem się ślinić). Wiedza i doświadczenie Irka oraz jego charyzma to coś dzięki czemu Kamil nazywa go kawowym Yodą.
Z połączenia pierwszych liter imion obu panów powstała nazwa kawiarni – Ire’n’ka. Jak tłumaczy Kamil – kawiarnia powstała z miłości do kawy, w ten sposób ekipa We chciała się dzielić nie tylko produktami, które sami tworzą na co dzień, ale też najlepszymi kawami z całego świata, parzonymi na różne sposoby, jak to w kawiarni.
Less is more
Kamil z dumą opowiedział mi o projektach które tworzą w Bielsku. Poza kawą to fantastyczny sprzęt, na którym pracują – jak stworzony na zamówienie ekspres La Marzocco Linea oraz dźwigniowy ekspres La Marzocco Leva. To wspomniane kawy z najlepszych palarni, ale przede wszystkim zgrany zespół. Stawiają na zrównoważony rozwój, bez przerostu formy, bez wychylania się. Czasem mniej znaczy więcej i tego się trzymają. Nie planują dużej ekspansji na wielki rynek. Bez zbędnego ciśnienia, rzemieślnicza praca, powoli, solidnie i skutecznie.
Kawa to nie wszystko
„Wiadomo, że każdy kto przychodzi do nas po pomoc to w jakimś stopniu ją otrzyma” tak mówi Kamil. Jako firma starają się wspierać różnego rodzaju zbiórki i inicjatywy. Z największą dumą Kamil opowiada o współpracy z „Kuloodpornymi”. Jest to drużyna piłkarska składająca się z osób po amputacji kończyn, które mimo przeciwności losu chcą się realizować w pasji. Kamil mówi „jak obsługujemy mecze i na nich patrzę, to wtedy widzę że problemy moje to tak naprawdę nie problemy. To właśnie mnie inspiruje”. To tylko jedna z wielu inicjatyw, bo jak mówi Kamil – takie działanie ich napędza, dodaje skrzydeł.
Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję spróbować kaw od WeCoffee (o których pisałem niedawno) to nie zastanawiajcie się ani chwili, a jeśli akurat będziecie w Bielsku-Białej, to koniecznie wpadnijcie do We albo Ire’n’Ki, na pewno się nie zawiedziecie :).
Ps. Na koniec mały smaczek. W pewnym momencie mojej konwersacji z Kamilem miałem wrażenie, że lada moment zamiast pisać krótki artykuł stworzymy całą książkę o pasji, o smaku, o miłości nie tylko do kawy, ale ogólnie do jedzenia. Pasji która nakręca w życiu. Oto krótki fragment jednej z wiadomości od Kamila, który jest chyba najlepszym przykładem:
„Ostatnio robiliśmy burgery z Bartkiem (bratem od Maćka). Jak wiesz burger składa się z trzech składników czyli mięsa , buły i sosu. Jeżeli chodzi o mięso, to Bartek zwiózł z Warszawy 3 części polskiej krowy – mianowicie ligawę, Ribeye i udziec które posłużyły jako baza. Kolejno wypełnieniem były mieszanka długo sezonowanej wołowiny i szpiku kostnego. Powiem Ci czapaaaa. Bułka była ziemniaczana, składająca się w 40 % z gotowanego ziemniaka wedle oryginalnej receptury. I gwóźdź programu – sos. Bazą sosu jest japoński majonez, którego Bartek w Warszawie używa do sushi (tym się zajmuje). Do tego mix jego 9 autorskich składników. Sos był dwukrotnie wędzony w drewnie owocowym. Wpierw sam majonez, a później całość po połączeniu. Magia! Dlaczego Ci o tym mówię? bo my tu kochamy smak i to jak widać nie tylko w kawie. Odkrywamy, eksplorujemy i nie spuszczamy nogi z pedału o nazwie „mega jakość”.”
Każdemu kto dotrwał do tego momentu życzę takiego podejścia i pasji we wszystkim co robicie! Pasja to podstawa 😉
Zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego WeCoffee.