Po tygodniu spędzonym w stolicy Kolumbii, kiedy płynnie potrafiłem już powiedzieć „Buenos dias” „Buenas tardas” „Buenas noches” i „Buenos Aires”, oraz „Si” i „Bien” mogłem śmiało poruszać się po mieście jak rodowity Kolumbijczyk. Kilka zwrotów więcej i na pewno stałbym się szychą w mieście. Musiałem jednak wracać do kraju gdzie czekała na mnie ciepła posadka. Tymczasem wracam wspomnieniami do tego wielkiego miasta i podrzucam jeszcze kilka ciekawostek. Tym razem będzie sporo o jedzeniu. Ale nie tylko.
Przemieszczanie się po mieście
W Kolumbii działa Uber oraz konkurencyjne Beat Ride (i pewnie coś jeszcze, ale to mi wystarczyło i nie drążyłem). I rzeczywiście Beat jest bardzo konkurencyjne. Te same trasy wyceniało mi na prawie połowę taniej. Przejazd w odległości kilku km to koszt 5-6 tys. pesos i trzeba pamiętać że w godzinach szczytu doliczane jest dodatkowe 3,5 tys. pesos…za przejazd w godzinach szczytu. Czyli euro więcej. Wiec płacimy 8-9 tys. pesos za przejazd, czyli jakieś 2,5-3 euro czyli…czyli mało. Żaden z moich kierowców, a było ich kilku po angielsku nie umiał więcej niż „no” i „ok”. Zawsze dojechałem jednak tam gdzie chciałem.
Co jada Kolumbijczyk?
Nie umiem w hiszpański. Dopiero niedawno odkryłem ze jest to język którego chce się nauczyć. Ale to nie problem. Chociaż prawie nigdzie nie spotkałem ludzi mówiących dobrze po angielsku. Mój pierwszy obiad? Pan trochę mówił po angielsku, dorzucał coś po hiszpańsku w końcu coś wybrałem nie wiedząc czego się spodziewać. Ale było dobre! Konkretny kawał mięsa, ryż, surówka, zupka a la krupnik i napój. Za wszystko zapłaciłem 13 tysięcy pesos czyli jakieś 15 zł. No właśnie, jedzenie…
Przeciętny Kolumbijczyk ma duży żołądek
Kolumbijczycy dużo jedzą. Ale to naprawdę dużo. Nie widać tego po nich. Mam na myśli, że jakby spojrzeć na ulicy to zobaczymy otyłych ludzi. Ale nie jest ich aż tak wielu. I wcale nie są aż tak grubi. Porcje, nawet te małe są zawsze duże, a mogą być większe. Posiłki są zjadane szybko i bardzo szybko w żołądkach Kolumbijczyk-ów robi się miejsce na więcej. Dla mnie większość posiłków była wyzwaniem, jadłem o połowę wolniej i szybciej wymiękałem. Dwie godziny później, gdy ja wciąż czułem się najedzony „pod kurek” moi towarzysze już zastanawiali się co dalej zjeść.
No właśnie… co warto zjeść w Kolumbii? Temat jest ciekawy, bo kuchnia kolumbijska to właściwie połącznie kilku kuchni – amazońskiej, karaibskiej i kuchni pacyfiku. To wszystko razem tworzy niezwykłą mieszankę, która potrafi zachwycić smakiem a w tym wszystkim prostotą, bo z wyglądu to nie są dania kuchni na miarę gwiazdek Michelin, ale smak wart jest każdej gwiazdki.
Kulinarne klasyki
Chyba największym „obiadowym” klasykiem jest Bandeja paisa – to takie danie wieloskładnikowe. W wersji totalnie klasycznej dostajemy „zupę fasolową” w miseczce, a na talerzu obok awokado, jajko sadzone, mięso mielone, ryż, podgardle, placek kukurydziany, czyli „arepa” i chorizo. Konkret porcja.
Jako przekąskę warto złapać pierożki empanadas czy pandeyuca – kukurydziand bułeczki z nadzieniem słodkim lub słonym, czy pasteles de yuca –czyli przekąska robiona na bazie korzenia rośliny juka, z farszem z ryżu, mięsa mielonego i gotowanego jajka. Ponadto Kolumbia ponoć słynie z dobrego ceviche. I tu muszę przyznać, że rzeczywiście mają się czym pochwalić. Klasykiem jest ceviche na bazie krewetek z cebulką, czosnkiem i kolendrą.
Doceń obsługę
Czy warto dawać napiwki? Jak najbardziej. Ale pamiętajmy, że większość miejsc i tak dolicza z automatu opłatę za serwis. Co jest korzystne w wypadku gdy, tak jak ja najczęściej, posługujemy się głównie kartą. Czasem człowiek wręcz chciał tego tipa zostawić, ale nie miał z czego. A skoro serwis i tak jest doliczany do rachunku, to bez skrupułów odchodziłem płacąc tylko to co na paragonie.
Nie liczyło się tu czy byłem w dużej czy małej kawiarni, dużej knajpie czy barze szybkiej obsługi, tylko jedno z odwiedzonych miejsc nie miało takiej dopłaty i tylko w jednym miejscu zapytany zostałem, czy obsługa może doliczyć taką opłatę. No i jak tu odmówić uśmiechniętej osobie, która uprzejmie nas pyta? No ciężko.
Chaos na drodze
Może trochę chaotycznie poruszam wątki ale to jest trochę tak jak z ruchem w Kolumbii, poza tym starałem się zapisywać sobie słowa klucze w momencie gdy widziałem coś, o czym warto wspomnieć. I tak wracamy na drogi w Bogocie. Otóż tak jak wspomniałem, na drogach nie ma zupełnie zasad, auta zatrzymują się gdzie popadnie na „awaryjnych” klasycznie, ale w taki sposób, że potrafi to trochę sparaliżować ruch, ale jakby nikt nie ma pretensji, auta po prostu wbijają się na połowę pasa przeciwnego i wszyscy muszą się zmieścić.
Motocykle pchają się w każdą szczelinę nieraz wręcz ocierając się o samochody. Byłem raz świadkiem gdy taki manewr się nie udał, motocyklista na własne życzenie wylądował na ziemi robiąc przy tym dużo hałasu. Otoczyli go inni motocykliści udzielając pomocy. A reszta jak gdyby nigdy nic próbowała jechać dalej.
Na ulicy kupisz wszystko
Autobusy zatrzymują się czasem daleko od przystanku, wystarczy że ktoś machnie ręką i autobus wpuści go do środka. Zapomniałeś zrobić zakupy? Owoce? Przekąski? Napoje? A może jakieś akcesoria do telefonu? To wszystko kupisz…dosłownie na drodze. Wzdłuż drogi, nie przy drodze, środkiem jezdni, wzdłuż samochodów przemieszczają się sprzedawcy, którzy mają wszystko czego potrzebujesz. Nic od nich nie kupiłem.
Aplikacja, która ratuje życie (i nie tylko)
Kiedy Kolumbijczyk ma problem to odpala aplikację w telefonie, przez którą kupi i załatwi wszystko. Serio! Mój rozmówca powiedział mi, że w trakcie lunchu zamówił do domu chłodziarkę i będzie ona u niego w domu za mniej niż dwie godziny. Tak pokazuje aplikacja. Zapomniałeś o rocznicy? Nie masz w pobliżu kwiaciarni ani jubilera? To nie problem. Patrzysz kto jest w stanie dotrzeć najszybciej i tyle!
Nawet niecała godzina wystarczy by uratować twój związek, honor i życie. Teraz wyobraź sobie, że jednak znajdujesz się w knajpie gdzie nie można płacić kartą, ale właśnie na karcie masz pieniądze. Trochę „pszypał”?. No niekoniecznie! Wchodzisz w aplikację, wybierasz odpowiednią usługę, wybierasz kwotę a w niedługim czasie pojawia się ktoś z gotówką dla ciebie. Podobne rozwiązania pojawiają się powoli u nas (np. Glovo) choć mam wrażenie, że daleko tu jeszcze do funkcjonalności jaką oferuje kolumbijskie Rappi.
Choć podróż po stolicy Kolumbii zmierza ku końcowi, postanowiłem na osobny materiał zostawić sobie atrakcje, które warto w Bogocie zobaczyć. Choć nie jest to najpiękniejsze i najciekawsze miasto tego kraju to wciąż ma sporo do zaoferowania. Co postaram się udowodnić w osobnym, krótkim materiale 🙂
Jeśli ktoś byłby ciekaw, sporo na temat tego, jacy są kolumbijscy kochankowie (a także kobiety) można przeczytać w książce „Jak zostałam peruwiańską żoną” 😉 https://miaslowik.com/