Zaczyna się od tego, że coś człowieka zaciekawia, z czasem coraz bardziej, człowiek zaczyna się temu coraz bardziej poświęcać aż w końcu wsiąka. Obserwują to ludzie wokół, jedni to rozumieją inni nie, jedni szanują inni nie pochwalają. Ale co jeśli chcesz kogoś wspierać i pochwalać jego pasję, ale jesteś w temacie zupełnym ignorantem? Na to pytanie postanowił odpowiedzieć mój przyjaciel Piotr.
Z Piotrem łączy nas chyba tyle co dzieli. On jest zapalonym biegaczem, a ja mimo że nie biegam zawsze starałem się go w tym wspierać. Piotr z kolei totalnie nie pije kawy i z tej perspektywy ignoranta opowiada jak jego oczami rozwijała się moja pasja.
Bycie ignorantem jest bardzo łatwe wystarczy pozostawać obojętnym na jakąś rzecz, zdarzenie, zachowanie. Bycie kawowym ignorantem nie różniło by się niczym, gdyby nie jeden człowiek – mój przyjaciel Paweł. Całą tą narastającą z czasem trudność podzieliłbym na cztery części.
Faza I – Cisza przed burzą
Wpadam, jak zwykle niezapowiedziany do Pawła i on do mnie „czy nie chcę kawy?”. Wie, że jej nie piję* więc jeszcze bardziej zdziwiło mnie jego pytanie. Paweł spieszy z wytłumaczeniem „no bo kupiłem ostatnio kawiarkę i z niej jest taka pyszna kawa! Musisz spróbować.” Postanowiłem być asertywny i jedynie z boku przyglądać się nowej zajawce mojego przyjaciela.
Komentarz: Etap kawiarki był dla mnie dość ważny. To właśnie wtedy przerzuciłem się na czarną kawę. Przez ponad rok parzyłem kawę w kawiarce w sposób nieprawidłowy. Piłem przeparzoną, gorzką kawę. Podstawa do przejścia na alternatywy – wspaniała.
Faza II – Niebezpieczne oznaki
Po zajawce kawiarkowej, choroba rozwijała się również w pracy, ponieważ Paweł zaczął pracować w kawiarni i został baristą – choć z perspektywy czasu pewnie powiedziałby, że wtedy to o robieniu kawy gówno wiedział. Paweł był mega podjarany, zaczął chodzić do pracy w koszuli** i ciągle pracować nad poprawą robienia kawy. Miał parcie na rozwój i było po nim widać, że to już nie chwilowe zauroczenie, a miłość. Oczywiście nie zaprzestał prób wciskania mi filiżanki przy każdej nadarzającej się okazji, abym się w końcu przekonał.
Komentarz: Tak to prawda, gó… niewiele wtedy wiedziałem i oczywiście to był ten etap kiedy chciałem zbawiać i uświadamiać cały świat. „Kawa rozpuszczalna be, kawa ze sklepu be, kawa z mlekiem fuj!” na szczęście szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Piotrowi też już przestałem proponować kawę.
Faza III – Pochłonięcie
Zmiana pracy, dobre miejsce rozwoju i ambitny plan – start w mistrzostwach Polski baristów***. Na początku nie wiedziałem co to, więc podśmiechiwałem się, jak można robić mistrzostwa z robienia kawy. Jest filiżanka wlewasz kawę i tyle, gdzie tu można coś zepsuć? Przy okazji startu Pawła wiele się dowiedziałem na temat kawy od rodzajów przygotowania, przez rodzaje kawy, wypalanie i wiele innych. Widząc ile pracy go to kosztuje widziałem, że już jest pochłonięty na dobre. Nadal jednak nie rozumiem całego blatu zastawionego zrobionymi kawami, które idą do zlewu – „to kawy treningowe”, ale jak przyjdzie Pan Jacek**** to taka sama kawa 15 ziko…
Komentarz: Jak się okazuje z perspektywy czasu, tu też jeszcze… wiedziałem niewiele. Ale to był etap intensywnej nauki. Kawy treningowe to ten etap kiedy robisz dużo kawy, ale nie ma komu pić, sam wszystkiego nie wypijesz, więc idzie do zlewu. Takie życie. W dodatku kawa na zawody to nie pierwsza lepsza kawa ze sklepu. Selekcjonowane ziarna, dobra palarnia, co daje nam setki cebulionów wylanych do zlewu. Taka praca. A. Rzeczywiście z perspektywy osoby niewtajemniczonej zawody są nudne – zawodnicy coś tam klepią, kawa z ekspresu się parzy i do tego gadają dziwne rzeczy i że ta kawa jakoś śmiesznie smakuje i że czuć owoce, chorzy ludzie!
Faza IV – Akceptacja
Dwa wspólne zagraniczne wyjazdy do Londynu oraz Dublina, zakończyły się odpaleniem nakładki na Google Maps z kawiarniami i chodzeniem od jednej do drugiej. Zaakceptowałem już jego nowe „Ja”, więc chodzenie po Londynie wyglądało tak:
Piotr: Chodź za 400m w lewo jest Emirates Stadium
Paweł: Jak wrócimy się 250m to będziemy w Vagabondzie!
Piotr: Jak będziemy wracać to wejdziemy
Paweł: Albo dobra to chodż 100m od stadionu jest Coffee coś tam…
I tak do zajebania przez cały dzień.
Komentarz: To nie do końca tak. No może za pierwszym razem był mały chaos. Ale kolejna wizyta w Londynie to już zaplanowane podążanie do konkretnych kawiarni i palarni. Plus to co się nawinęło po drodze. Dublin to już w ogóle prawie zorganizowana akcja. Ale ilość kilometrów w nogach tylko po to by odhaczyć kolejne espresso w kolejnym miejscu rzeczywiście może poddawać pod wątpliwość moją poczytalność.
* – Bo Piotr woli herbatę z mlekiem.
** – i zapuścił brodę. Barista bez brody i tatuażu to nie barista (na tatuaż jeszcze zbieram)
*** – Mistrzostwach Polski Barista. Ignorancie.
**** – Panie Jacku, to nie do końca tak!
Ps. Zatem pamiętajcie, ludzie mają różne pasje i rozwijają się one w różnym tempie i kieunku. Więc jeśli ktoś na przykład w Waszym otoczeniu w ostatnim czasie częściej znajduje się pod wpływem alkoholu nie koniecznie musi to oznaczać, że ma problem. Może akurat przygotowuje się do zawodów barmańskich czy coś… 😉
Ps2. Poczynania Piotra można śledzić tutaj
uwielbiam kawę i już przestałam się przejmować tym, że niektórzy się naśmiewają z takich „uzależnień” 🙂 trzeba mieć do siebie dystans 🙂
To prawda! Ale czego by nie mówić o uprzedzeniach Piotra czy innych osób z mojego otoczenia, wszyscy zawsze chętnie podążają za mną kiedy poszukuję idealnego miejsca na kawę 😉 kiedy zaczynam oceniać, to czasem po prostu się nie odzywają :p