Jednorazowy drip – kawa nie tylko na podróż

Jednorazowy drip - kawa nie tylko na podróż

Kawa dla leniwych już od lat jest elementem, nad którym ludzie pracują. Tak powstała kawa rozpuszczalna, tak powstały kapsułki i inne takie. Niektóre rozwiązania są natomiast nie tylko dla leniwych, ale dla tych, którzy akurat nie mają pod ręką dużej ilości sprzętów, znajdują się w trudnych warunkach, z dala od cywilizacji i w ogóle. A przecież kawę pić muszą!

jednorazowy drip

Kawa na raz

Już jakiś czas temu spotykałem się z takimi rozwiązaniami jak jednorazowe dripery, do których wsypywało się zmieloną kawę, parzyło, a po wszystkim całość wyrzucało. Ale co jak nie masz młynka i nie możesz zmielić kawy? No to masz lipę.

Chyba, że masz akurat taki jednorazowy drip z już zmieloną kawą. Saszetki już jakiś czas temu przykuły moją uwagę przewijając się na Instagramie, zaciekawienie łączyło się z lekkim sceptycyzmem. Czy to rzeczywiście może działać? Znani mi Instagramerzy twierdzili, że jest spoko.

Okej. Ale ja wiem jak to jest. Też prowadzę instagrama. Parzysz kawę, czasem wyjdzie jakieś nie wiadomo co, ale zdjęcie wyszło ładne, dopasuje się opis i działa. No już nie patrzcie tak na mnie! Raz tak chciałem zrobić, ale mi nie wyszło, bo słabo ściemniam. Ale niektórzy podobno nie mają oporu.

Nieważne.

Po co ja to napisałem

Nie chodzi o to, żeby tu obnażać jakieś brudne prawdy o kawowych Instagramach. Instagram to foty, a to co piszemy jest już mniej ważne. Do rzeczy – ludzie wrzucali saszetki i mówili, że dobre. Chciałem więc spróbować i tu z pomocą przyszła mi dobra duszyczka Basia aka Koffeeina, która przy okazji odwiedzin w Trójmieście podrzuciła mi na spróbowanie dwie saszetki Guulcafe „bo chciałem spróbować”. Złoty człowiek z tej Basi!

Jednorazowy drip w akcji

No to jak już wpadły w moje podstępne dłonie te saszetki to pomyślałem – a! tu was mam! Zaraz sprawdzimy, jak sobie radzicie w trudnych warunkach! Stwierdziłem, że co to za sens parzyć w domu jak mam czajnik, wagę i masę pierdół. Zagotowałem wodę, wlałem do kubka termicznego (Starbucks robi naprawdę dobre kubki termiczne i chyba tylko to) i wyruszyłem na plażę.

Polska plaża bywa oporna dla ludzi, wiatr, piasek, woda, więcej wiatru, słońce, piasek. I ja. Zrobiłem oficjalny unpacking i wziąłem się za parzenie. Starałem się postępować według instrukcji – mała porcja wody na preinfuzję i dwa zalania na ok. 200 ml. Ze mną minimum sprzętu – Keepcup jako naczynie do zalania, saszetka, kubek termiczny z gorącą wodą i zegarek, żeby względnie obliczyć czas parzenia.

Zaparzony

Efekt – zaskakujący. Kawa nie dość, że była pijalna, to była całkiem niezła. No może miałem trochę zastrzeżeń. Ale też dlatego, że chyba trochę za wolno zalewałem i kawa parzyła się dość długo, stąd trochę za dużo goryczy. Ale był zachowany niezły balans i przede wszystkim kawa smakowała całkiem dobrze, bez śladu zwietrzałości. Nie czarujmy się, to jest największa obawa w przypadku takich wynalazków – świeżość produktu. Uważa się, że takie produkty nie mogą być dobre, skoro kawa jest zmielona wcześniej – kłóci się to z naszą filozofią „świeżo mielonej, świeżo parzonej”.

Co z tą świeżością?

Ale moment. Teraz bez ściemy. Spójrzcie w lustro i przyznajcie przed sobą. Chyba każdy, a przynajmniej większość z nas miał do czynienia z kawą z marketu, już zmieloną. Paczka po otwarciu pięknie, aromatycznie pachnie – bo była szczelnie, próżniowo zamknięta, więc aromat wciąż był wyraźny, dopiero po czasie zauważaliśmy, że aromat był coraz mniej wyraźny, a jak paczka stała dość długo, to nawet lekko nieprzyjemny.

A tutaj proszę bardzo – w saszetce znajduje się 10g kawy, szczelnie zapakowanych, hermetycznie, w małych opakowaniach. Kawa zachowuje świeżość dość długo, czego sam dowiodłem – kawę po otrzymaniu od Basi parzyłem dopiero po ok. 2 tygodniach a data na opakowaniu sięgała jeszcze trochę wstecz (niech żyje precyzyjność).

Czy zatem warto?

Warunki parzenia udowodniły, że jednorazowy drip świetnie sprawdza się w terenie. Chociaż opanowanie tego ile wody należy wlać wymaga wprawy jeśli nie mamy wagi. I tu z kolei z pomocą przychodzi KeepCup. Tak! Te sprytne pro eko kubki mają względną skalę, która nieco pomaga ocenić ile wody należy jeszcze dolać.

Cena? Za jednorazowy drip to ok. 5-10 zł.

Policzmy.

5zł za 10g. Czyli 50zł za 100g. Czyli 500 zł za 1kg kawy. Wow! To już może być naprawdę sporo dobrej kawy w ziarnie! Tak na pierwszy rzut oka.

Ale. Jak spojrzymy na to tak, że średnia cena jednej takiej saszetki, bez kawy, to ok. 1,5zł to cena 10g kawy w saszetce spada do 2,5 (średnio) czyli 250zł za kilogram. To wciąż może się wydawać dużo (chociaż już nie aż tak). Ale jak spojrzymy na to tak, że jest to raczej rozwiązanie tymczasowe, podróżne, awaryjne i jedyne czego jeszcze potrzebujemy to gorąca woda i jakiś pojemnik na kawę, to cena wcale nie jest tak wygórowana.

Jak dla mnie kciuk w górę!

Omawiany przeze mnie produkt – Guul Cafe nie przetrwał próby czasu, jedna na rynku pojawiło się wiele podobnych rozwiązań, co świadczy o tym, że pomysł ma swoich fanów. Takie rozwiązania można znaleźć popularnych, internetowych sklepach kawowych.

2 Comments
Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *